Serwis używa cookies w celach gromadzenia statystyk oraz prawidłowego funkcjonowania serwisu. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że ciasteczka będą zapisywane w Twoim urządzeniu końcowym. Zawsze możesz zmienić te ustawienia. Dowiedz się więcej
W masywie Śnieżnika, gdzie klimat jest ostry, na niezarośniętych pasmach Krowiarek, leżała niewielka wioska. Mieszkającym w niej ludziom żyło się coraz ciężej. Choć wkładali w swą pracę wiele serca i poświęcali jej wiele czasu, ziemia nie chciała odwdzięczyć się obfitymi plonami, a studnie z roku na rok stawały się coraz bardziej skąpe. Mieszkańcy wioski żywili się więc głównie darami lasu, zbierając jego owoce i polując na leśną zwierzynę. Jednak i lasy od bardzo wielu miesięcy jakby mniej hojnie dzieliły się swym bogactwem. Najstarsi mieszkańcy nie pamiętali już tak srogich zim, jakie przyszło im znosić w czasie, w którym zatrzęła się ta niezwykła historia.
W naszej wiosce – jak w każdym miejscu, gdzie kocha się życie pomimo trosk i trudów, jakie z sobą niesie – słychać było wiele dziecięcych głosów. Dzieci musiały pomagać swoim rodzicom i razem z nimi każdego dnia wiele pracowały. Kiedy jednak po skończonej pracy dorośli szukali odpoczynku w zaciszu domostwa, dziecięce śmiechy rozlegały się wokół wioski, na polanach i w lesie. Ich radosne zabawy zdradzały nieświadomość powagi sytuacji, w jakiej znajdowali się mieszkańcy wioski. A może po prostu dzieci – bardziej niż ich rodzice, dziadkowie, sąsiedzi, ciotki i wujowie – bez trudu odnajdywały powody do radości.
Wśród sporej gromadki była też kilkuletnia dziewczynka o pszenicznych włosach i zielonych oczach. Miała na imię Polanka. Polanka często odbiegała od grupki dzieci i znikała gdzieś na długie chwile. Kiedy wracała, opowiadała o wielobarwnych smokach z wielkimi delikatnymi skrzydłami, jak u ważek, przezroczystych jak pielina i mieniących się w słońcu setką barw. Szelest ich skrzydeł, w połączeniu z szumem wspaniałych lasów, tworzył niepowtarzalną muzykę i dawał ukojenie tym, którzy jej słuchali. Niewinnie radosna i zachwycona Polanka opowiadała też o rozmowach, jakie prowadziła z leśnymi smokami. A były to opowieści o przepięknej kotlinie bogatej w żyzne ziemie i uzdrawiające, nigdy nie wysychające źródła. Przyroda nie jest tam tak kapryśna, zmienność pór roku przynosi radosne ożywienie, a ich przewidywalność poczucie bezpieczeństwa. Lasy w kotlinie (zamieszkałe przez dziesiątki leśnych smoków) szumiały takim ukojeniem i harmonią jak żaden inny las na świecie.
Niestety, nikt nie wierzył w historie Polanki. Rodzice, którzy bardzo kochali swoją córkę, słuchali jej opowieści z obawą i troską. Jedynie dzieci drwala, mieszkające nieopodal wsi słuchały uważnie – jakby po trosze dawały wiarę słowom Polanki. Powtarzały je swojemu mądremu, pracowitemu, roztropnemu i kochającemu ojcu, Wielisławowi. Z początku Wielisław słuchał ich z lekkim rozbawieniem i pobłażliwością. Jednak szum lasu, o którym mówiły, nie dawał mu spokoju. Znał ten szum. Często w czasie ciężkiej pracy nieruchomiał na moment, bo muzyka lasu dawała mu nagłe ukojenie, dodawała sił i uciszała troski drzemiące w sercu. Znał ten szum.
Kiedy nastała zima tak ciężka, że nawet Wielisław słynący z siły, odwagi i męstwa nie był w stanie zapewnić bezpieczeństwa swojej rodzinie, opowieści Polanki powtarzane przez jego dzieci zaczęły budzić w nim niepokój, a potem nadzieję na lepszy byt. Wraz z żoną postanowili, że wyruszą w nieznane, kierując się wskazówkami Polanki. Podróż miała okazać się długa i wyczerpująca. Nie bardziej jednak niż pozostanie w domu. Wielisław wiedział, że jeśli opowieści Polanki są prawdą, to bez trudu odnajdzie nową ziemię. Pozna go po szumie drzew, które w zimowym słońcu połyskiwały jak skrzydła ważek.
Tak też się stało. Gdy weszli w kotlinę, poczuli jakby blask zimowego słońca przyjmował ich gościnnie na tej nowej ziemi. Przestrzeń, która rozpościerała się przed nimi, otoczona była od wschodu ścianą lasu szumiącego jak żaden inny na świecie. Na nieznaczonym ludzką stopą śniegu rozpoznawali tropy leśnych zwierząt, a z leśnej gęstwiny dochodził wyraźny szum źródełka. Jak się potem okazało, jednego z wielu w tych stronach. Wielisław osiedlił się z rodziną w miejscu, skąd na dalekim horyzoncie rozpościerał się widok na ośnieżone szczyty gór, a bezkresna dal w wielu miejscach otulona była pięknymi, bogatymi lasami. Gdy stopniały śniegi, rodzina Wielisława odnalazła tak długo wyczekiwaną radość uprawy żyznej ziemi, która z roku na rok hojnie obdarzała swego siewcę.
Wieść o drwalu Wielisławie, który dzięki pracy na żyznej ziemi, łowom na zwierzynę w bogatych lasach, krystalicznie czystym i uzdrawiającym źródłom, a przede wszystkim dzięki wierze w sens nadziei wiódł szczęśliwe życie, dotarła do mieszkańców jego dawnej wioski. Jedni z niedowierzaniem, inni z ciekawością, przekazywali sobie niezwykłą historię o odważnym i pokornym człowieku, który uwierzył dziecku. Dawni ziomkowie Wielisława, zachęceni dochodzącymi do nich wieściami i zniechęceni trudami gospodarowania na nieurodzajnej ziemi, coraz częściej podejmowali wyczerpującą wędrówkę do lepszego życia. Jako pierwsza w ślad za Wielisławem ruszyła rodzina Polanki. Kiedy dotarli na miejsce, osiedlili się w pobliżu lasu i źródeł, które Polanka szczerze pokochała. A była już wtedy piękną dziewczyną, budzącą podziw młodzieńców, którzy często żartobliwie nazywali ją Polanicą. Wieś z każdą wiosną piękniała coraz bardziej, a śmiech dzieci dał się słyszeć w każdym zakamarku, na łąkach i polach, a przede wszystkim w okolicznych lasach. Wieczorami zaś w każdym domu dzieci opowiadały historie o spotkaniach z leśnymi smokami. I nikt już nie był już obojętny na te opowieści, bo wszyscy znali ten kojący szum lasów. Nikt nie wiedział kiedy, osadę zaczęto nazywać Starym Wielisławem, co z pewnością sprawiało olbrzymią radość i napawało dumą starego drwala, Wielisława.